Dolina Bugu jest ewenementem na skalę kontynentu ! W całej Europie Zachodniej tej wielkości rzeki dawno zostały uregulowane, wyprostowane i ucywilizowane. Bug pozostał dziki... do czego przyczynił się niewątpliwie fakt, że w przeciągu całej historii na znacznych odcinkach stanowił granicę różnych formacji państwowych i jest taką granicą również dziś.
Rzeka zachowała swój naturalny charakter – kręty bieg z licznymi zakolami, starorzeczami i naturalną, bogatą roślinnością.

Najpiękniejsze odcinki doliny to te, gdzie Bug przełamuje się przez pasma wzgórz, jak np. pod Serpelicami, Gnojnem, Neplami czy — Lipczem. Uroku rzece dodają nadbużańskie wioski, gdzie ciągle jeszcze przeważa tradycyjna zabudowa drewniana, a obejścia zdobią drewniane płoty i ogródki z malwami.
„Egzotyczność” nadbużańskiej trasy wynika z faktu, że prowadzi ona wzdłuż historycznego polsko-ruskiego pogranicza etnicznego, gdzie w średniowieczu posuwające się od wschodu ruskie osadnictwo z Wołynia i Rusi Czerwonej zetknęło się z następującym od zachodu osadnictwem mazowieckim i małopolskim.
Bardzo charakterystyczne i typowe dla pograniczy są losy owej ludności ruskiej. Pierwotnie byli to wyznawcy prawosławia, od czasu unii brzeskiej stali się grekokatolikami. W XIX wieku ten najdalej na zachód wysunięty odłam Rusinów znalazł się w kilku różnych organizmach państwowych, co przesądziło o ich dalszych losach.
Ci, którzy zamieszkiwali tereny położone na północ od Bugu, a więc m.in. rejon Drohiczyna, znaleźli się w Cesarstwie Rosyjskim, gdzie unia została zniesiona już w 1839 r. Dziś ich potomkowie są wyznania prawosławnego i mają w większości białoruską świadomość narodową.
Mieszkańcy terenów na południe i zachód od Bugu znaleźli się w Królestwie Polskim, gdzie unię skasowano dopiero w 1875 r.; znaczna większość wiernych, zwłaszcza na terenach położonych na północ od Włodawy, w skrytości pozostała przy dawnym wyznaniu i po wydaniu przez cara ukazu tolerancyjnego w 1905 r. masowo przeszła na katolicyzm rzymski. Współcześni nam potomkowie tej grupy uważają się już za Polaków.
Ci, którzy po ukazie tolerancyjnym pozostali przy prawosławiu – im dalej na południe, tym było ich więcej – początkowo nie mający wyraźnej świadomości narodowej, w miarę rozwoju narodowego ruchu ukraińskiego w okresie międzywojennym zaczęli się określać jako Ukraińcy wyznania prawosławnego.
I wreszcie ci Rusini, którzy znaleźli się w Galicji, gdzie do zniesienia unii nigdy nie doszło, stali się najbardziej świadomymi Ukraińcami-grekokatolikami. Tak w ciągu stulecia nastąpił bardzo charakterystyczny proces rozwarstwienia grupy jednolitej niegdyś etnicznie i wyznaniowo.
Dawne stosunki etniczne i religijne zostały silnie zaburzone przez powojenne wysiedlenia ludności ukraińskiej, której jedynie niewielka część wróciła w późniejszych latach w rodzinne strony.
Ciągle jednak mamy tu barwną mozaikę różnych wyznań i grup ludności. Stykając się podczas wędrówki z ich kulturą, zwyczajami, zabytkami oraz miejscami ważnych i nieraz dramatycznych wydarzeń, mamy okazję doznać wrażeń niedostępnych w żadnej innej części Polski. Elementy tej mozaiki stanowią:
- prawosławni Białorusini w Drohiczynie i ich barwne święto Jordanu,
- potomkowie dawnych nadbużańskich unitów – dziś katolicy – i ich sanktuaria w Pratulinie i Kodniu,
- neounici w Kostomłotach,
- prawosławny klasztor w Jabłecznej,
- Ukraińcy-grekokatolicy w Chotyńcu
- i Ukraińcy-prawosławni w Kalnikowie.
Do tego dochodzą jeszcze ślady innych „egzotycznych” mieszkańców terenów nadbużańskich:
- Tatarów w Lebiedziewie,
- niemieckich „olędrów” z Meklemburgii, osadzanych nad Bugiem dla osuszania i zagospodarowywania nadrzecznych bagien,
- czy stanowiących niegdyś większość mieszkańców małych miasteczek Żydów, po których zostały dziś synagogi i stare cmentarze.

Na trasie wzdłuż doliny Bugu znajdują się miejsca znanych wydarzeń historycznych:
- pogromu unitów w Pratulinie,
- kościuszkowskiej bitwy pod Dubienką,
- unii horodelskiej,
- ślady grodu Wołyń zdobytego przez Chrobrego podczas wyprawy na Kijów w 1018r.
- liczne są miejscowości związane ze znanymi postaciami: w Janowie Podlaskim znajdziemy grotę biskupa-poety Adama Naruszewicza i jego grób w dawnej katedrze,
- w Romanowie znajduje się muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego,
- w Hrubieszowie mieszkali Stanisław Staszic i Bolesław Leśmian, a urodził się Bolesław Prus,
- w oszczowskim kościele na organach grywał Fryderyk Chopin,
- w Dyniskach bywał Artur Grottger,
- w Medyce mieszkał i tworzył Kornel Ujejski.
Obok cennych zabytków, takich jak kościół i dawna gotycka cerkiew w Kodniu czy zespół klasztorny i synagoga we Włodawie, na trasie napotkamy wiele obiektów o mniejszej wartości artystycznej, mniej znanych, jednak niezwykle interesujących ze względu na swą „egzotyczność” lub związek z historycznymi wydarzeniami czy osobami.
O każdym z nich można opowiedzieć ciekawą historię.

Wśród tych obiektów są np.
- grodziska w Drohiczynie i Gródku,
- cudowne obrazy: Madonny w Kodniu (wykradziony niegdyś z Watykanu)
- i św. Onufrego w Jabłecznej,
- uzdrawiające źródełko pod Kryłowem, którego strzeże tajemniczy „święty wilk”,
- Sosna Grottgera w Dyniskach, będąca świadkiem tragicznie niespełnionej miłości artysty do młodziutkiej Wandy Monne,
- tajemnicze ruiny klasztoru w Monastyrze wśród odludnych lasów Roztocza
- i wiele, wiele innych.
Te idylliczne krajobrazy, te spokojne, nie odwiedzane przez turystów wioski i miasteczka, były w przeciągu ostatniego stulecia widownią wielu dramatycznych, krwawych wydarzeń, których podłożem były waśnie religijne i etniczne, podsycane przez politykę władz carskiej Rosji, a później Sowietów, polskich międzywojennych władz sanacyjnych oraz niemieckich okupantów podczas II wojny światowej.
Znaczna część trasy wędrówki dolina Bugu przebiega przez tereny zamieszkane przed ostatnią wojną przez ludność ukraińską.
Na szlaku spotkamy liczne ślady po nieistniejących dziś cerkwiach i wysiedlonych wsiach ukraińskich oraz stare cmentarze prawosławne i greckokatolickie, często zarośnięte i zdewastowane, na których odkryć można zachwycające oryginalną urodą kamienne nagrobki.

Wiele miejsc na trasie wiąże się z wydarzeniami, które kształtowały wzajemną postawę Polaków i Ukraińców, takimi jak
- zniesienie pańszczyzny w Galicji w 1848 r.,
- likwidacja unii w Królestwie Polskim w 1875 r. i związane z tym prześladowania unitów,
- carski ukaz o tolerancji religijnej z 1905 r. i masowe przechodzenie dawnych unitów na katolicyzm,
- utworzenie guberni chełmskiej w 1912 r. w celach rusyfikacyjnych,
- akcja polonizacyjna i rewindykacyjna na Chełmszczyźnie w okresie międzywojennym, połączona z niszczeniem cerkwi,
- wreszcie prowadzona przez duchowieństwo katolickie akcja neounijna.
Do najkrwawszego konfliktu polsko-ukraińskiego doszło w latach 1943–47.
Niemal całe pogranicze etniczne w południowo-wschodniej części naszego kraju było widownią krwawych walk, które zakończyła akcja „Wisła” i wysiedlenie ludności ukraińskiej z jej odwiecznych siedzib. W powszechnym odczuciu polskiej opinii publicznej jedynym sprawcą tych nieszczęść były oddziały UPA, mordujące bezbronną polską ludność.
Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana i nie poddaje się prostym ocenom, tak wygodnym dla wielu. Nie zamierzam tutaj negować zbrodni popełnionych przez nacjonalistów ukraińskich (popełnionych zresztą nie tylko na Polakach, ale również na wielu Ukraińcach), których potworności nie usprawiedliwiają najszczytniejsze nawet cele.
Pamiętajmy jednak, że w tamtym okresie nacjonaliści byli jedyną realną siłą polityczną, która głosiła hasła niepodległości Ukrainy i tworzyła podziemne oddziały zbrojne walczące o tę niepodległość. Do nich właśnie garnęła się patriotyczna młodzież ukraińska, niekoniecznie o przekonaniach nacjonalistycznych.
Z podobnych pobudek oddziały UPA wspierała również ludność ukraińskich wsi. Oddajmy więc sprawiedliwość kilkuset tysiącom polskich Ukraińców, którzy zostali brutalnie wysiedleni ze swej ojcowizny, rozproszeni w obcym, często wrogim sobie środowisku i na całe dziesięciolecia naznaczeni piętnem „rezunów”.
Cena, jaką zapłacili za to, że niektórzy z nich ośmielili się walczyć o wolność swego narodu, była wysoka. Wielu zginęło w walce, innych skazano na śmierć lub długoletnie więzienie w procesach będących parodią wymiaru sprawiedliwości, wielu przesiedlono w obce strony lub zesłano na Sybir, jeszcze inni, aby przetrwać, musieli wyprzeć się swej narodowości i religii.
Trzeba sobie również zdawać sprawę, choć może być to niewygodne, że zbrodnie popełniała nie tylko strona ukraińska. W bezwzględnej wojnie polsko-ukraińskiej, jaka na omawianych terenach toczyła się w latach 1943–47, żadna ze stron nie była bez winy, nie było „bojowników bez zmazy i skazy” ani „jedynych sprawiedliwych”.
Zbrodnie popełniała zarówno UPA i inne formacje ukraińskie, jak i polska partyzantka, wojsko oraz służba bezpieczeństwa, a także ukraińscy i polscy cywile zorganizowani w różnego rodzaju formacje samoobrony, choć w rezultacie to właśnie ludność cywilna poniosła największe ofiary. Jedni i drudzy mieli swoje racje:
UPA „walczyła o Samostijną”, polscy partyzanci,
wojsko i SB „bronili zagrożonej ludności”.

Znamy też, po obu stronach, liczne przykłady postaw szlachetnych, pełnego poświęcenia w niesieniu pomocy bliźnim z przeciwnego obozu, co w ówczesnej sytuacji wymagało nie lada odwagi. Nauczmy się więc zbrodnię nazywać zbrodnią, niezależnie od tego, czy popełnili ją „nasi”, czy „tamci”, a bohaterstwo nazywać bohaterstwem, nawet jeśli bohaterskiego czynu dokonał przeciwnik.
Teraz, gdy powstało niepodległe ukraińskie państwo, mamy wreszcie szansę na prawdziwe pojednanie z Ukraińcami. Polska była pierwszym krajem na świecie, który uznał niepodległość Ukrainy. Doceniono to w Kijowie i we Lwowie.
Mniejszość ukraińska w Polsce może obecnie bez przeszkód rozwijać działalność kulturalną, społeczną i polityczną. Istnieją jednak wciąż siły, którym zależy na podsycaniu polsko-ukraińskich waśni, czego dowodem są wybuchające w ostatnich latach konflikty – choćby o przemyską katedrę greckokatolicką czy o groby stawiane poległym członkom UPA, a także liczne jątrzące i nieobiektywne publikacje „prawdziwych patriotów” – zarówno z jednej, jak i z drugiej strony.
Warunkiem prawdziwego pojednania jest jednak powiedzenie sobie nawzajem całej, często nieprzyjemnej prawdy, zwłaszcza o wydarzeniach z okresu ostatniej wojny i bezpośrednio po niej.
W artykule wykorzystano fragmenty książki "Polska egzotyczna II" Grzegorza Rąkowskiego
„Egzotyczność” opisanej trasy wynika z faktu, że prowadzi ona wzdłuż historycznego polsko-ruskiego pogranicza etnicznego, gdzie w średniowieczu posuwające się od wschodu ruskie osadnictwo z Wołynia i Rusi Czerwonej zetknęło się z następującym od zachodu osadnictwem mazowieckim i małopolskim. Bardzo charakterystyczne i typowe dla pograniczy są losy owej ludności ruskiej. Pierwotnie byli to wyznawcy prawosławia, od czasu unii brzeskiej stali się grekokatolikami. W XIX wieku ten najdalej na zachód wysunięty odłam Rusinów znalazł się w kilku różnych organizmach państwowych, co przesądziło o ich dalszych losach. Ci, którzy zamieszkiwali tereny położone na północ od Bugu, a więc m.in. rejon Drohiczyna, znaleźli się w Cesarstwie Rosyjskim, gdzie unia została zniesiona już w 1839 r. Dziś ich potomkowie są wyznania prawosławnego i mają w większości białoruską świadomość narodową.